wczoraj Voyek pyknął 680 km
i jedną mewę
, co siadła sobie na moim pasie. Mewy nie udało się uratować, bo lewym pasem leciał jakiś oszołom. Kur..ka nie rozumiem, można lecieć 120 to ludziki pędzą 180. Tak potem dochodzi do tych wypadków. Sucho, słonecznie wydaje się, że można jechać ile fabryka dała. Potem kwitniesz w trzydziestostopniowym upale na 6 godzin.
Sam Voyek bardzo dobrze, siedzenia bardzo wygodne, aczkolwiek ledwo się zmieściłem z bagażami. Przydało by się coś większego - nie no żartuję, 4 osoby i bagaż bez problemu
ewentualnie rozważę zakup trumny nad dach. Wyciągnąć tylną kanapę, to na prawdę nie wiem jak ja ją sam zataszczyłem do piwnicy, waży chyba z 50 kg. Jak potem szwagier pomagał mi ją wrzucić z powrotem do auta, to nie było lekko, a co dopiero w pojedynkę.
Przed wyjazdem jeszcze zdecydowałem się na zmianę chłodnicy - gdzieś tam ciekła na plastikowym grzbiecie, niby można jechać ale trzeba się w trasie zastanawiać czy wytrzyma, wymiana oleju w skrzyni - nie było żadnego śladu w postaci rachunku, karteczki czy notatki, mimo że sprzedający zapewniał że zmieniał w zeszłym roku. Do tego wymiana czynnika w klimie, brakujące szpilki w kołach, mocowania amortyzatorów bo tydzień przed wyjazdem jeden się urwał, końcówka drążka, bo guma uszkodzona, do tego zbieżność. Drugie wakacje zostawiłem w warsztacie. Generalnie chyba części będę sobie jednak ściągał zza oceanu, tam wiem co biorę, tu te nazwy nic mi nie mówią.
aaa... i zdupiła mi się szyba od kierowcy, nie zjeżdża, fuck - uwielbiam takie akcje.