1998 P71 Crown Victoria
: 06 mar 2010, 11:22
Pora przedstawić moje auto
Zatem na początek wyjaśnię, skąd u mnie wzięła się się miłość do tego typu aut. Otóż, jako dzieciak jeszcze obejrzałem Blues Brothers, jest to najbardziej fenomenalny film jaki widziałem. W zasadzie żadnego innego nie obejrzałem tyle razy. To jest jak moja ulubiona płyta z piosenkami albo pełnometrażowy wideoklip. Muzyka na pewno stała się połową sukcesu tego filmu, drugą połową napewno byli Jake i Elwood w Dodge'u Monaco. Pamiętam, że jako dzieciak największe wrażenie na mnie zrobiły dwie sceny z tego filmu:
pierwsza - kiedy Jake oznajmia Elwoodowi, że nie podoba mu się to policyjne wozidło;
druga - kiedy na koniec Monaco rozpada się na kawałki, a Elwood ściąga kapelusz zupełnie tak jak by stracił brata.
Po tym filmie już zawsze chciałem mieć auto, które pozornie wygląda jak grat ale jest mocne, brzmi tak, że aż ciarki przechodzą po plecach, a przy tym jest surowe i majestatyczne. Do końca swoich marzeń o takim rat-rodzie jeszcze nie zrealizowałem Ale udało mi się wejść w posiadanie Vica. Kiedy przechodziłem po raz pierwszy w życiu obok tego auta zaparkowanego obok konsulatu w Krakowie nawet w najśmielszych marzeniach przez myśl mi nie przeszło, że za dwa lata sam będę jeździł taką gablotą.
W międzyczasie na MTV pojawił się program Pimp my ride i pamiętam, że był tam koleś, który chciał zeszmacić Chevroleta 9C1. Nie mogłem tego przeżyć. Ta fura była czadowa sama w sobie, a on chciał z niej zrobić jakiś prostacki wózek na dużych kółkach. Do dzisiaj mi się to w głowie nie mieści. Ten odcinek z pewnością miał duży wpływ na chęć posiadania własnego Interceptora.
Będąc pierwszy raz w Stanach w 2005r miałem tak na prawdę okazję przyjrzeć Crown Victorii w ruchu i wtedy tak na prawdę zakochałem się w tym modelu. Jasne znałem to auto z filmów i tv ale to było zupełnie coś innego zobaczyć i usłyszeć je pędzące po drodze na sygnale na własne oczy i uszy. Od tam tego czasu to auto cały czas siedziało mi w głowie, mimo że tamtego lata kupiłem i bardzo polubiłem Dodge'a Caravana - ale to temat na oddzielną historię, bo też do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu dla tego auta.
W 2007r znowu udało mi się przyjechać do Stanów i wtedy już wiedziałem, że całą kasę którą uda mi się zdobyć przeznaczę na jakiś samochód, który zawładnie moim sercem ale za nim to miało nastąpić chciałem znaleźć jakiegoś taniego dupowoza, żeby mieć się czym przemieszczać między szrotami i jeździć do roboty .
Tak się złożyło, że praktycznie zaraz po przyjeździe do docelowego miejsca, zatrzymaliśmy się z moją obecną narzeczoną w motelu przed którym zaparkowane było moje obecne auto. Więc na drugi dzień, kiedy tylko przyuważyłem właściciela, kręcącego sie koło auta, podszedłem i zacząłem wypytywać, w nadziei, że może mnie chociaż wpuści do środka i odpali silnik. Skończyło się na tym, że dał mi kluczyki kazał się przejechać po okolicy. Heh nie mogłem w to uwierzyć, że jak? Że sam mam sobie pojeździć?! Zgodziłem się bez wahania. Serce waliło mi jak młot, ręce się pociły, osobiście przejechałem się po okolicy a właściciel obok mnie. I zaczyna gadkę, jak mi się podoba i w ogóle, a ja mało co mogłem z siebie wydusić pod takim wrażeniem byłem. No i pyta się, czy nie chcę kupić tego auta. A ja mu, że nie za bardzo mam teraz kasę i czy nie mógłby trochę poczekać ze sprzedażą, a on, że zależy mu na czasie, gdyż wyjeżdża i zależy mu na tym, żeby do końca tygodnia pozbyć się auta. Pyta się ile mam kasy a ja po chwili zastanowienia, że coś ok 1200 dolarów, a on że zgoda, że to i tak więcej niż dostałby w komisie.
Po raz drugi tego dnia, a w zasadzie poranka nie mogłem uwierzyć własnym uszom, serce jeszcze mocniej biło. Mój kolega, który wiedział, że szukam taniego auta do przemieszczania się, też rozpytywał tego dnia o jakiś samochód, nie wiedząc, że prawie dobijałem targu. Przychodzi do mnie popołudniu i mówi, że ten koleś chce sprzedać auto i że z nim rozmawiał i że sprzeda mi bez problemu. Hehe nie widzę tego inaczej jak przeznaczenie, to auto samo pchało się w moje łapy. Oczywiście poza jazdą próbną, niczego nie sprawdziłem kupiłem go prawie w ciemno. Dopiero po miesiącu okazało sie, że olej jest poniżej wszystkich możliwych stanów, że płyn chłodząc wyciekł przez nieszczelność i jakieś tam inne duperele. Dopiero po tym miesiącu byłem w stanie trzeźwo spojrzeć na ten samochód. Dopiero wtedy dobrze go pooglądałem, uzupełniłem wszystkie płyny i wyglądało że wszystko jest OK. Nie kopcił, nie dymił, wszystkie parametry w normie, nawet jednej kropelki oleju pod autem po całodziennym postoju nie było. Uff kamień spadł mi trochę z serca.
Z każdym dniem, czułem się w nim coraz pewniej, zapuszczałem się coraz dalej i tak przejeździłem nim całą wiosnę i lato, wydając kasę tylko na paliwo. Przyszedł czas powrotu i znalazłem się w tej samej sytuacji co jego poprzedni właściciel. K... nie mogłem się z tym pogodzić, że komuś odsprzedaję to auto. Oczywiście moja narzeczona, mówiła że chyba upadłem na głowe, zbierając tego potwora do Polski ale wiedziałem, że ona też pokochała ten samochód. Normalnie nie dałbym rady jej namówić na prowadzenie jakiegokolwiek auta ale do tego sama się rwała i nie musiałem jej prosić dwa razy, żeby zawiozła mnie gdzieś, albo skoczyła do autem do sklepu. To był taki kierowca, która zrobiła prawo jazdy i bała się jeździć. Wysyłałem zdjęcia do Polski jej rodzinie a oni nie mogli nie mogli uwierzyć, że Ewa taką kolubrynę prowadzi, w dodatku sama
Tak to było. W kwietniu 2010 będzie 3 lata jak go mam ciągle mi trudno w to uwierzyć i często wyglądam przez okno, że to wszytko jest prawdą i że sie udało . Tak auto mniej więcej wygląda latem
a tak zimą
Poźniej napiszę jeszcze co przy nim do tej pory robiłem, trochę już tego się nazbierało
Zatem na początek wyjaśnię, skąd u mnie wzięła się się miłość do tego typu aut. Otóż, jako dzieciak jeszcze obejrzałem Blues Brothers, jest to najbardziej fenomenalny film jaki widziałem. W zasadzie żadnego innego nie obejrzałem tyle razy. To jest jak moja ulubiona płyta z piosenkami albo pełnometrażowy wideoklip. Muzyka na pewno stała się połową sukcesu tego filmu, drugą połową napewno byli Jake i Elwood w Dodge'u Monaco. Pamiętam, że jako dzieciak największe wrażenie na mnie zrobiły dwie sceny z tego filmu:
pierwsza - kiedy Jake oznajmia Elwoodowi, że nie podoba mu się to policyjne wozidło;
druga - kiedy na koniec Monaco rozpada się na kawałki, a Elwood ściąga kapelusz zupełnie tak jak by stracił brata.
Po tym filmie już zawsze chciałem mieć auto, które pozornie wygląda jak grat ale jest mocne, brzmi tak, że aż ciarki przechodzą po plecach, a przy tym jest surowe i majestatyczne. Do końca swoich marzeń o takim rat-rodzie jeszcze nie zrealizowałem Ale udało mi się wejść w posiadanie Vica. Kiedy przechodziłem po raz pierwszy w życiu obok tego auta zaparkowanego obok konsulatu w Krakowie nawet w najśmielszych marzeniach przez myśl mi nie przeszło, że za dwa lata sam będę jeździł taką gablotą.
W międzyczasie na MTV pojawił się program Pimp my ride i pamiętam, że był tam koleś, który chciał zeszmacić Chevroleta 9C1. Nie mogłem tego przeżyć. Ta fura była czadowa sama w sobie, a on chciał z niej zrobić jakiś prostacki wózek na dużych kółkach. Do dzisiaj mi się to w głowie nie mieści. Ten odcinek z pewnością miał duży wpływ na chęć posiadania własnego Interceptora.
Będąc pierwszy raz w Stanach w 2005r miałem tak na prawdę okazję przyjrzeć Crown Victorii w ruchu i wtedy tak na prawdę zakochałem się w tym modelu. Jasne znałem to auto z filmów i tv ale to było zupełnie coś innego zobaczyć i usłyszeć je pędzące po drodze na sygnale na własne oczy i uszy. Od tam tego czasu to auto cały czas siedziało mi w głowie, mimo że tamtego lata kupiłem i bardzo polubiłem Dodge'a Caravana - ale to temat na oddzielną historię, bo też do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu dla tego auta.
W 2007r znowu udało mi się przyjechać do Stanów i wtedy już wiedziałem, że całą kasę którą uda mi się zdobyć przeznaczę na jakiś samochód, który zawładnie moim sercem ale za nim to miało nastąpić chciałem znaleźć jakiegoś taniego dupowoza, żeby mieć się czym przemieszczać między szrotami i jeździć do roboty .
Tak się złożyło, że praktycznie zaraz po przyjeździe do docelowego miejsca, zatrzymaliśmy się z moją obecną narzeczoną w motelu przed którym zaparkowane było moje obecne auto. Więc na drugi dzień, kiedy tylko przyuważyłem właściciela, kręcącego sie koło auta, podszedłem i zacząłem wypytywać, w nadziei, że może mnie chociaż wpuści do środka i odpali silnik. Skończyło się na tym, że dał mi kluczyki kazał się przejechać po okolicy. Heh nie mogłem w to uwierzyć, że jak? Że sam mam sobie pojeździć?! Zgodziłem się bez wahania. Serce waliło mi jak młot, ręce się pociły, osobiście przejechałem się po okolicy a właściciel obok mnie. I zaczyna gadkę, jak mi się podoba i w ogóle, a ja mało co mogłem z siebie wydusić pod takim wrażeniem byłem. No i pyta się, czy nie chcę kupić tego auta. A ja mu, że nie za bardzo mam teraz kasę i czy nie mógłby trochę poczekać ze sprzedażą, a on, że zależy mu na czasie, gdyż wyjeżdża i zależy mu na tym, żeby do końca tygodnia pozbyć się auta. Pyta się ile mam kasy a ja po chwili zastanowienia, że coś ok 1200 dolarów, a on że zgoda, że to i tak więcej niż dostałby w komisie.
Po raz drugi tego dnia, a w zasadzie poranka nie mogłem uwierzyć własnym uszom, serce jeszcze mocniej biło. Mój kolega, który wiedział, że szukam taniego auta do przemieszczania się, też rozpytywał tego dnia o jakiś samochód, nie wiedząc, że prawie dobijałem targu. Przychodzi do mnie popołudniu i mówi, że ten koleś chce sprzedać auto i że z nim rozmawiał i że sprzeda mi bez problemu. Hehe nie widzę tego inaczej jak przeznaczenie, to auto samo pchało się w moje łapy. Oczywiście poza jazdą próbną, niczego nie sprawdziłem kupiłem go prawie w ciemno. Dopiero po miesiącu okazało sie, że olej jest poniżej wszystkich możliwych stanów, że płyn chłodząc wyciekł przez nieszczelność i jakieś tam inne duperele. Dopiero po tym miesiącu byłem w stanie trzeźwo spojrzeć na ten samochód. Dopiero wtedy dobrze go pooglądałem, uzupełniłem wszystkie płyny i wyglądało że wszystko jest OK. Nie kopcił, nie dymił, wszystkie parametry w normie, nawet jednej kropelki oleju pod autem po całodziennym postoju nie było. Uff kamień spadł mi trochę z serca.
Z każdym dniem, czułem się w nim coraz pewniej, zapuszczałem się coraz dalej i tak przejeździłem nim całą wiosnę i lato, wydając kasę tylko na paliwo. Przyszedł czas powrotu i znalazłem się w tej samej sytuacji co jego poprzedni właściciel. K... nie mogłem się z tym pogodzić, że komuś odsprzedaję to auto. Oczywiście moja narzeczona, mówiła że chyba upadłem na głowe, zbierając tego potwora do Polski ale wiedziałem, że ona też pokochała ten samochód. Normalnie nie dałbym rady jej namówić na prowadzenie jakiegokolwiek auta ale do tego sama się rwała i nie musiałem jej prosić dwa razy, żeby zawiozła mnie gdzieś, albo skoczyła do autem do sklepu. To był taki kierowca, która zrobiła prawo jazdy i bała się jeździć. Wysyłałem zdjęcia do Polski jej rodzinie a oni nie mogli nie mogli uwierzyć, że Ewa taką kolubrynę prowadzi, w dodatku sama
Tak to było. W kwietniu 2010 będzie 3 lata jak go mam ciągle mi trudno w to uwierzyć i często wyglądam przez okno, że to wszytko jest prawdą i że sie udało . Tak auto mniej więcej wygląda latem
a tak zimą
Poźniej napiszę jeszcze co przy nim do tej pory robiłem, trochę już tego się nazbierało