Strona 1 z 2

Takie przemyślenia

: 07 wrz 2015, 21:21
autor: piotrekzet
Ostatnio myślałem o zakupie jakiegoś pierdopęda, żeby zawoził moją szanowną d.. do sklepu, do kumpla, no taki rower z dachem w razie deszczu. Patrzyłem na różne marki z eurokołchozu, trochę poczytałem o awariach konkretnych modeli i uświadomiłem sobie jedną prawdę - miałem różne amerykańskie samochody, niejeden z nich się zepsuł, ale każdy dowiózł mnie do domu. Z pękniętym kolektorem wydechowym, z urwanym zawieszeniem, z martwą skrzynią, nawet z pękniętą głowicą z powodu całkowitej utraty płynu w chłodnicy. A jak czytam, co potrafi unieruchomić eurowageny, to normalnie załamka. W zasadzie t-birdem to nie mógłbym jeździć od dnia zakupu, abs i kontrola trakcji nie dziala, a do tego sondy lambda mają problemy emocjonalne. Już nie wspomnę o OD OFF, i kilku innych drobiazgach...
Podsumowując - doszedłem do wniosku, że najekonomiczniej będzie kupić amerykańca z jakimś małym silnikiem, może 3.0... :)

Re: Takie przemyślenia

: 07 wrz 2015, 22:39
autor: pecha
niestety to jest bardziej różnica w "stare-nowe" niż "euro-usa"

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 06:31
autor: seba4x4
.

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 06:38
autor: wojtekrobert
Podobnie jak ty, planuje kupic cos na codzienne jezdzenie, ja osobiscie wybralem Opla Omege b FL, auta malo awaryjne, czesci tanie i dobrze dostepne, a i duze i wygodne.

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 08:32
autor: BartekV8
Małe auto do codziennej jazdy? Dodge Aries! Od kilku lat w rodzinie zawsze niezawodny wóz i gotowy do wyjazdów, wszystkie eurodupowozy się psuły a Dodge w każdych warunkach je zastępował.
Aries o którym pisałem w wątku "sprzedam" będzie robiony dla jednego z forumowiczów ale będę miał być może jeszcze jednego K-Cara do ogarnięcia dla kogoś.

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 09:45
autor: piotrekzet
Może trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem, bo nie miałem na myśli nowych europejskich, najpierw chyba by mnie Bóg opuścił :D
Jeszcze pozostaje do ustalenia kwestia "jak stare" :) Taki mercedes diesel z początku lat 80, o ile ruda go nie zżarła, będzie jeździć, ale juz koniec lat 90 tego nie gwarantuje. Ostatni przykład, czytałem o punto I - problemy z alternatorem i zawieszeniem praktycznie na porządku dziennym. A popatrzcie na dupowozy zza wielkiej wody, tam znacznie później zaczęły się problemy, no ostatni pomysł Forda na mustanga do Europy z silnikiem od kosiarki jest chyba najlepszym przykładem. Tak naprawdę nie kojarzę żadnych "standardowych" usterek, ale może macie inne doświadczenia. Ostatnio musiałem dolać litr oleju do silnika, a wchodzi chyba 3,5. Wyobrażacie sobie taką sytuację w euroshitcie? To znaczy owszem, można sobie wyobrazić, z taką różnicą, że ja dolałem i pojechałem dalej :) Dochodzę do wniosku, że precyzja wykonania tych silników jest z dokładnością do cala, stąd taka odporność. "Wadą" jest to, że z 4.6 litra jest 200 koni, w europejczyku byłoby 460... Tylko spalanie zamiast 11-12 w trasie wyniosłoby pewnie ze 30.

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 09:58
autor: siwrelax
No, aż mi się przypomniało jak jechałem 300 km bez alternatora Markiem :) Fakt, że zapasowy akumulator w połowie drogi trzeba było założyć bo zgasł jak go zatrzymałem, ale dzielnie dowiózł nas do domu...

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 10:13
autor: piotrekzet
Mi kiedyś poleciał regulator napięcia w sable, najpierw wysiadł abs, potem poduszka, na końcu umarły światła, a jechalem w nocy, na szczęście niedaleko :) Ale też mnie dowiózł do domu :)

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 10:22
autor: siwrelax
Tak było też u mnie - po kolei ABS, wszystkie kontrolki, warningi, klima, w końcu padł komputer pokładowy a światła sam wyłączyłem, żeby jeszcze prądu na zapłon trochę starczyło. Po naprawi alternatora i wymianie kilku bezpieczników wszystko działa jak nowe :)

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 12:19
autor: piotrekzet
Teraz pomyślałem, że dochodzi jeszcze jedna kwestia - wyposażenie. ABS miałem w sable z 90 czy 91 roku, klimę już w tempo z 1984, elektryczne lusterka to żadna łaska, elektryczne szyby również. Czy centralny zamek. Nie zawsze trafiałem na elektryczne fotele. To takie duperele, ale śmiać się chce jak producenci się podniecają światłami do doświetlania zakrętów, czyli patentem np. z taurusa z 1989 roku (czy może nawet wcześniej). Albo taki keyless entry system. Już nawet nie chcę wspominać, że mam w t-birdzie diodowe lampy tyłu. Czy rozbudowane sun visors. Do tego 7 biegów wycieraczek :) Tempomat, który też jest od wielu, wielu lat w standardzie. Słyszeliście o jakimś europejskim z lat 90, który ma kontrolę trakcji i nie ferrari? Regulacja podświetlenia deski rozdzielczej czy autolamp :) Osobiście nie przepadam za Amerykanami, ale jedno trzeba przyznać - potrafią robić samochody.
No dobra, potrafili ;)

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 20:24
autor: RadAg!
Amerykanie potrafią robić samochody? Wielkie, nadsterowne paliwożerne potwory? Te auta nadrabiają tylko tym jak wyglądają i jak brzmią bo nikt ich dla bezawaryjności czy właściwości jezdnych nie kupuje. Najlepsze auta pod tym względem robią Niemcy i Japońce. To że są nudne to inna kwestia ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Jak jeździłem na co dzień Vicki to bardzo lubiłem nią jeździć, teraz na co dzień jeżdżę Subaru i jestem przeszczęśliwy w tym samochodzie a jak wsiadam do Vicki od święta to nie mogę uwierzyć jak tym telepie, a to jedno z lepszych aut USA.

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 20:41
autor: piotrekzet
Marudzisz :D
To nie wyścigi ;) Niemcy potrafili robić samochody, teraz któryś z modeli VW ma w instrukcji, że trzeba dolać litr oleju na 1000 km i to normalne. Ja też tyle dolewam i impregnuję miskę olejową, ale dla mnie to nienormalne :P
Poza tym zrób kilkaset km euroshitem i amerykańcem. Pamiętam jak miałem audi 90 quattro, twarde jak cholera, ABS za każdym razem łamał mi stopę, a bagażnik nadawał się na wożenie reklamówki.
A że są paliwożerne? Moim zdaniem to mit, taurus palił mi w granicach 12 w mieście i 8-9 na trasie przy 3 litrowym silniku. Audi z silnikiem 2.3 miał takie samo spalanie. Z japońskich miałem toyotę starlet, przyznaję, fajna, żwawa, mimo że silnika nie miała, bo jakieś 1.3 o ile dobrze pamiętam, ale golas byl straszny, a rdza pożarła drzwi do połowy wysokości. Do tego dochodziły problemy z alternatorem, pompa paliwa szwankowała, to ogólnie slabo to wyglądało. Paliła w granicach 9 w mieście, 7 na trasie, ale tam nie miało co jej obciążać, ani klimy, ani wspomagania.
W związku z powyższym podtrzymuję twierdzenie, że Amerykanie potrafili robić samochody, jako jedyni :)
I nie dyskutuj ze starszymi :P
Moja stara dupa woli fotel made in USA i nie przeszkadza mi, że jadę żaglowcem w czasie sztormu, na tym polega fun ;)

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 22:17
autor: wojtekrobert
Kontrola trakcji byla w Fordzie Scorpio juz na poczatku lat 90. Ja gdy wsiadam do jakiegokolwiek europejskiego auta, czy to kompakt, czy to klasa wyzsza, czyli 5 metrowa limuzyna, to wszystko jest twarde i trzaska, wsiadajac do Mercurego czuje sie jak w pontonie, ale wszystko jest miekkie i ciche, no moze oprocz zawieszenia ktore teraz mi stuka :)

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 22:33
autor: piotrekzet
No nie da się ukryć, że na pontonie komfort jest znacznie większy niż na kolejce górskiej... :)

Re: Takie przemyślenia

: 08 wrz 2015, 22:50
autor: cezar62
To ja też w kwestii "takich przemyśleń" - żadne auto inne niż made in USA nie daje tak dużego komfortu jazdy - i również nie kłóćcie się ze starszym ;)
Miałem sporo samochodów japońsko-koreańsko-europejskich oraz parę amerykanów (a jeździłem wieloma, więc porównanie jest) i pomijając wszelkie kwestie paliwowo-techniczne, bo to trudne do obiektywnego porównania, to właśnie komfort oraz może design zewnętrzny są tym, co według mnie jest najmocniejszą stroną amerykanów. Chyba jednak za to właśnie najbardziej je cenimy.

Krótko mówiąc - codzienny dupowóz, to też musi być ameryka :)