
Tak na prawdę nie usztywniałem się jeśli chodzi o wybór auta, rozglądałem się za wszystkim, nawet paroma euroboxami się przejechałem, jeden prawie kupiłem głosem rozsądku ale moja żonka mnie skutecznie wyprostowała, za co jej dziękuję. To w sumie miało być dla niej auto. Bujałem się chyba od jesieni po ogłoszeniach i komisach. Szkoda pisać ile kasy przejeździłem.
Generalnie w założeniach ograniczyłem teren poszukiwań do 75 km od domu, silnik 3.3 albo 3.8, reszta Voyków dla mnie nie istniała, to znacząco ograniczyło mi pulę pojazdów i zmarnowanego czasu. Niby pełno tych aut ale podaż, przy tych założeniach w zasadzie mała albo bardzo mała ( klika sztuk ). Auto "bez wkładu, do jazdy" wymagało najczęściej 5 tys zł na ogólne ogarnięcie - a to oponki, a to szybka, trochę kolorowych kontrolek, parę dziurek, niedziałające przełączniki itp itd. Handlarze bajerowali mnie automatycznymi się drzwiami, podczas gdy w środku wycieruch wytyrany jak na berlińskiej taryfie. Wystarczy wejść na amerykańskie ogłoszenia, żeby zobaczyć jak powinno wyglądać wnętrze auta po 100 tys mil. "Bezwypadkowy", kosztował mnie 60 zł za raport "od ręki" bo ogólnie jakiś ładny ale coś mi nie pasowało. Fotki tylko potwierdziły, że z przodu to był kotlet.
Mojego kupiłem od właściciela. Na początek zaprosił do siebie, więc ok, żadnych stacji paliw czy marketów, potem trochę gadki, jazdy, 15 sekund negocjacji i pyk. Auto moje

zdjęć nie mam, bo nie było okazji zrobić (najczęściej kręcę się przy nim po zmroku


Z wad: brak regulacji fotela na wysokość - ok to nie salon, że wybieram sobie listę opcji ale moja nawet nie zauważyła, widocznie jej wygodnie i czak ma być.
Z usterek: nie odbija kierunkowskaz, wskaźnik napełnienia zbiornika LPG nie funkcjonuje, mikrostyk otwierania tylnej klapy nie działa, cała reszta ok

pozdro